Optymalizerka umożliwia opłacalną produkcję mebli

Optymalizerka umożliwia opłacalną produkcję mebli

Pod znakiem zapytania są plany inwestycyjne EL-KRYS, bo czy po wyjściu Wielkiej Brytanii z UE będzie opłacało się produkować zamawiane meble ogrodowe?

Około 50 wzorów różnych mebli, które w Wielkiej Brytanii uznawane są za ogrodowe, wykonuje firma EL-KRYS z Kołoszyna k. Poddębic (woj. łódzkie).
– W rzeczywistości wiele naszych mebli znajduje zastosowanie we wnętrzach domów – mówi Kamila Ciecierska-Mikołajczyk, właścicielka firmy El-Krys. – Są to bowiem modele zamówione przez angielską firmę Garden Trading, znacząco różne od mebli u nas uznawanych za ogrodowe. Anglicy narzucili swój styl, ale wszystkie elementy były dopracowywane z angielskimi projektantami. Całą produkcję trzeba było ustawić logistycznie, żeby niektóre elementy powtarzały się w modelach. Są to bowiem solidne meble drewniane, które my wysyłamy spakowane w kartony, ale u klienta składają je kurierzy dostarczający paczki z zamówionymi meblami. Nie ma tam zwyczaju samodzielnego montażu mebli przez klienta końcowego.
Umowa z nabywcą, który jest właścicielem wzorów mebli, uniemożliwia ich fotografowanie i publiczne prezentowanie, więc w części magazynowej możemy jedynie zobaczyć surowe skrzynie, stanowiące komponent meblowy, który dopiero będzie poddany dalszej obróbce.
– Nasz klient często zmienia zamówienia, a my staramy się być elastyczni – dodaje Krzysztof Ciecierski. – Ponieważ to nie jest duża firma, czy jakaś sieć, tylko firma handlowa, która panuje nad zamawianymi produktami i stara się, żeby nie zalegały w magazynach, to zamówienia dostosowuje do bieżących potrzeb, a my musimy w miarę szybko je realizować. Nasze produkty są wysyłane pod ich marką, z ich logo, ale z… naszym numerem licencji FSC. Na niektórych wyrobach jest umieszczona informacja, że jest to wyrób polskiej firmy rodzinnej.
Od 15 lat El-Krys współpracuje z tą firmą, ale właścicielka i jej ojciec nie są pewni, jak potoczą się dalsze losy współpracy po wyjściu Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej.


– Trochę to stawia nasze plany inwestycyjne pod znakiem zapytania – mówią gospodarze. – W związku z Brexitem boimy się, co będzie dalej z naszą współpracą. Funt angielski w ciągu dwóch lat stracił na wartości około 20 proc., więc już obecnie produkcja dla naszego wieloletniego partnera jest na granicy opłacalności. Negocjujemy z Anglikami wyższe ceny, bo im zależy na tej współpracy. Na tamtejszym rynku nie znajdą tańszego producenta, gdyż nasze wyroby meblowe są bardzo pracochłonne i przez to kosztowne. Tym bardziej że nie jest to produkcja wielkoseryjna, tylko na zamówienie, więc jednym „tirem” wysyłamy 10, 12, a nawet 15 różnych produktów. Pocieszamy się, że wspólnie przetrwaliśmy już kilka załamań popytu, więc zobaczymy, co stanie się po wyjściu Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej.
Obawy dotyczą głównie wykorzystania choćby zakupionej niedawno optymalizerki OWD-1600 firmy Metal-Technika, która pojawiła się wraz z rozpoczęciem produkcji większej ilości wspomnianych mebli na rynek angielski. Samej zmiany asortymentu mniej się obawiają, bo w przeszłości już niejeden raz Krzysztof Ciecierski zmieniał profil swojego, kiedyś bardzo skromnego zakładu rzemieślniczego.
– Rozpoczynałem przed 40 laty od produkcji drewnianych lamp oświetleniowych – mówi rzemieślnik. – Produkowaliśmy je do czasu pojawienia się na rynku podobnych lamp wytwarzanych w Chinach, które oferowano po cenie kosztów naszej oprawki do tej lampy. Nie byliśmy w stanie kosztowo konkurować, mając do dyspozycji dwie tokarki, wiertarkę i piłę do cięcia drewna. Podjęliśmy się zatem produkcji drewnianych straganików, ogrodowych wozów na kwiaty, ale też taczek drewnianych, którymi właśnie zainteresowała się angielska firma. Na ich życzenie były one pakowane w elementach do samodzielnego złożenia. Cieszyły się takim powodzeniem, że doszliśmy do niemal seryjnej produkcji. Jednocześnie wykonywaliśmy bajkowe i urokliwe wiejskie „chatki Baby-Jagi”, będące idealnym urozmaiceniem codziennych zabaw każdego dziecka na łonie natury, oraz wozy drewniane na podstawie tradycyjnego starodawnego wzoru, odrębnie drewniane koła okute dla takich wozów, a także stojaki i regały na wino.
Ponieważ zaczynano od produkcji wyrobów oświetleniowych i dobrze się na tym w Kołoszynie znano, wykonywano również żyrandole i kinkiety na tychże kołach, z punktami świetlnymi ustawionymi w górę lub w dół, na łańcuchach. Był czas, że takie „ludowe” produkty były bardzo poszukiwane i do dzisiaj są eksploatowane w restauracjach i przydrożnych motelach.
Z czasem firma El-Krys praktycznie zaniechała produkcji dotychczasowego asortymentu, albowiem angielska firma była zainteresowana wyrobem swoich modeli mebli drewnianych.
Eksportowa produkcja praktycznie w całości angażuje potencjał wytwórczy i dla realizacji zamówień niezbędna była optymalizerka do usuwania wad w elementach oraz dokładnego ich docinania.
– Musimy z tarcicy wycinać wady drewna, bo tylko niekiedy są dozwolone sęki, np. na spodzie mebla – tłumaczy Krzysztof Ciecierski. – A zważywszy, że z jednego przekroju przychodzi wycinać elementy konstrukcyjne w 25 różnych długościach, od 45 mm do 1100 mm, to przed uruchomieniem maszyny dwóch-trzech pracowników wykonywało te elementy przez całą zmianę. Nie zawsze z idealną dokładnością wymiaru, ale często odrzucając jako odpad dłuższe kawałki, w danej chwili zbędne. Optymalizerka nie tylko precyzyjnie tnie na długość, ale do minimum ogranicza wadliwe kawałki, albowiem optymalizuje proces do wskazanych długości elementów. W rezultacie zmniejszyła się ilość odpadów.
Choć do wycinania są każdego dnia tysiące elementów o różnej długości, to maszyna nie pracuje non stop przez całą zmianę. Ma taką wydajność, że niekiedy w dwie godziny wyprodukuje wystarczające ilości materiału na cały dzień montażu.
– Mimo to nie uważamy tego zakupu i wydatku finansowego za chybiony – zapewnia Krzysztof Ciecierski. – Trochę nawet żałujemy, że dopiero w połowie zeszłego roku maszyna stanęła w nowej hali o powierzchni 300 m2. O jej zakupie myśleliśmy wcześniej, jednak nie mieliśmy warunków lokalowych, żeby ją ustawić. Po analizie różnych maszyn uznałem, że pilarka Metal-Techniki najlepiej spełnia nasze potrzeby, a do tego, choć nie jest tania, jak na możliwości finansowe zakładu rodzinnego, zatrudniającego 10 pracowników, to inne są jeszcze droższe i nie tak technicznie nowoczesne. Brałem też pod uwagę bliskie położenie producenta i jego – jak mówili koledzy, użytkownicy tych maszyn – sprawną obsługę serwisową. Bardzo pasjonują mnie możliwości wykonawcze optymalizerki, na której lubię sam popracować, żeby lepiej ją poznać. Ale faktem jest, że gdyby nie ustawiczne podwyżki surowca drzewnego, to na maszynę z Metal-Techniki byłoby nas stać już dwa lata temu, gdy hala była już wzniesiona.
Rodzinna firma zdecydowała się na optymalizerkę ze standardowym wyposażeniem i ze stołem o długości 4,20 m. Ponieważ sama przeciera surowiec, głównie iglasty, bo kupuje tylko niewielkie ilości olchy i brzozy, to przygotowuje tarcicę o długości 4 m, żeby pomieściła się w suszarni. Z drugiej strony nie wykonuje dłuższych elementów niż 1800 mm, więc długości stołu maszyny, listew i elementów końcowych wydają się zharmonizowane. Standardowy jest także stół odbiorczy z pięcioma wybijakami na metalowy stół wyładowczy, z którego zbierane są pocięte elementy. Deski i listwy są cięte pojedynczo, by wyeliminować wszystkie sęki i inne wady.
W czasach kłopotów z zatrudnieniem ludzi, łatwiej utrzymać maszynę niż czterech pracowników, chociaż jej zakup był dla małej firmy sporym obciążeniem finansowym. Uznano, że nie ma jednak innego wyjścia jak zastępowanie pracy ręcznej zmechanizowanymi urządzeniami. Stąd zakup nie tylko optymalizerki, ale też wcześniej szlifierki szerokotaśmowej czy traka LT-20 z cienką piłą, żeby można było pozyskiwać listwy o grubości 12 mm, bez większych strat materiału. Obecnie, praktycznie co roku, kupują najpotrzebniejszą maszynę, żeby zwiększać przerób, dysponując tym samym zespołem pracowników.

TEKST i fot.: Janusz Bekas